środa, 5 grudnia 2012

Rozmow terapeutycznych ciąg dalszy

Dziś znów udało mi się odbyć kilka ciekawych, wartościowych i terapeutycznych rozmów. To niesamowite, jak wielu ludzi wokół nas chce naszego dobra, chce nam pomóc i życzy nam dobrze. Wystarczy tylko im pozwolić na to by mogli zadziałać. Jedni czekają tylko na sygnał przyzwolenia, inni czekają na pewne zaproszenie. Najważniejsze jednak, że są wokół nas ludzie gotowi wyciągnąć pomocną dłoń w każdej chwili. Musimy tylko my wyciągnąć dłoń do nich, pozwolić im na tę pomoc. I nie chodzi tu o proszenie. Nikt nie będzie się nam narzucał ze wsparciem. Musimy powiedzieć, że jest nam ono potrzebne. Uczę się o to wsparcie prosić i co ważniejsze, uczę się je przyjmować, a to chyba jeszcze trudniejsze. Staję się silniejsza. Każdego dnia odrobinkę. Ale i te odrobinki są ważne. Zsumują się w końcu. Dobranoc :)

wtorek, 4 grudnia 2012

Trudne słowa

Usłyszałam dziś kilka trudnych słów. Nie gorzkich, nie, wręcz przeciwnie. Były pełne pozytywnego przesłania, ich intencja była szczera i miały wywołać pozytywny skutek. Były to słowa mające mi pomóc i dodać otuchy... wywołały łzy. Padło wówczas pytanie "dlaczego?" i przez resztę dnia zastanawiałam się dlaczego? Właściwie to zastanawiam się do tej pory. Dlaczego ciepłe słowa wywołały łzy, gdy słowa przykre nie budzą we mnie żadnej reakcji? To chyba nie jest normalne... zazwyczaj płaczemy, gdy ktoś nas właśnie rani, a nie gdy pomaga. Więc dlaczego? Czy zwykły człowiek nie może we mnie widzieć czegoś wartościowego? Nie może widzieć mnie jako osoby cennej, ważnej? Chyba właśnie to wywołało łzy. Ktoś bliski ranił aż znieczulił. Ktoś obcy jest serdeczny i aż trudno w to uwierzyć. Życie, jak widzę, funduje mi doskonałą terapię. Trochę szokową, trochę brutalną i trudną. Ale daje mi tak wiele, że nie zamieniła bym jej na łagodniejszą.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozmowy o wszystkim...

Odkrywam ostatnio, że najlepiej mi robią rozmowy z ludźmi o wszystkim i o niczym. Polecam. Ogólnie na doła, chandrę czy inne depresjopodobne zjawiska polecam rozmowy z innymi ludźmi, ale niezwiązanymi bezpośrednio z sytuacją. Niech to będzie przyjaciółka, koleżanka, rodzic, czy znajomi z pracy, ale rozmawiajmy. I to nie tylko o niczym. Ja ostatnio rozmawiam dużo, bardziej o wszystkim niż o niczym i zaczynam odkrywać uzdrawiającą moc tych rozmów. Oswajam mój lęk związany z nową sytuacją, ale co najważniejsze pozbywam się wstydu. Tak, wstydu. Wstydziłam się tego, że moja rodzina przestała istnieć. Dlaczego? Nie wiem, może presja dążenia do sukcesu w każdej dziedzinie życia sprawiła, że nie pozwalałam sobie na to by uświadomić sobie ów brak sukcesu, czy jak kto woli porażkę, choć to nie to samo. Brak sukcesu, to brak sukcesu, a porażka to przegrana. Ja nie przegrałam. Wygrałam nowe życie, zaczynam widzieć pomału, że lepsze. Trudne, ale lepsze. Dlatego też rozmawiam coraz więcej. Rozmowa oczyszcza, pozwala wyrzucić z siebie ciężar, który na nas zalega i możemy poczuć się o wiele lepiej. Nie tylko jest nam lżej, ale uczymy się na nowo bliskości. Nie ważne, że jest to bliskość koleżeńska. To bliskość z drugim człowiekiem, a to jest najważniejsze. Uczymy się ufać, otwierać i budować relacje na nowo. Rozmowa pozwala również śmiać się z tego, co niedawno było powodem do płaczu. Urealnia nasze lęki i smutki, dzięki czemu nie są one tak olbrzymie, a co za tym idzie, nie przerażają tak bardzo. To najlepsza terapia. Polecam. Mówcie