poniedziałek, 9 marca 2015

Kłopociki i kłopoty

Jak to mówią, biednemu to zawsze wiatr w oczy. I niestety tak jest. Początek roku był dla mnie naprawdę fantastyczny. Był zapowiedzią wszystkiego najlepszego, ale do czasu. Wszystko zaczęło się od przypominających o sobie starych kłopotach, które chwilowo udało się zepchnąć do podziemia, ale jak wszystko zło wyszły na jaw i zażądały rozwiązania. Po chwilowym zdołowaniu, nie załamaniu, nie, bo to nie powód, żeby się łamać, udało się zaplanować wszystko od nowa i dalej iść do przodu z lekkim obciążeniem, z lekkim ciężarem na barkach, ale krok po kroku ciężar ten udaje się zrzucać, więc i od niego się w końcu uwolnię. Spadło na mnie pewne rozwiązanie problemu. Super! A jednak los mi sprzyja. I łubudu! Znalazło się rozwiązanie, znalazły się nowe kłopoty. Nosz cholera!! Czy będzie spokój? A przynajmniej względna równowaga? Diabli wiedzą. I tak się waha ten mój rok, jeden tydzień przynosi dobre wiadomości, drugi przynosi bardzo złe.

Na domiar złego, młody złapał jakąś paskudną infekcję i nie mogę skupić się za bardzo na pracy, bo juniorek mnie pochłania. Wiem, wiem, praca nie jest najważniejsza. Ale spróbujcie w pojedynkę utrzymać siebie i dziecko, ogarnąć mieszkanie, opiekować się dzieckiem i zachować przy tym minimum zdrowia psychicznego. Po za tym, praca nie jest może najważniejsza, ale nie ma nic za darmo i żeby godnie żyć to kasa jednak jest potrzebna. A ją daje właśnie praca.

Znów muszę spiąć... się i działać. Twardym trzeba być a nie miękkim. Kto ma dać radę, jak nie ja. To wkraczam do akcji.
pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz