Raz na wozie raz pod wozem mówi stare przysłowie i niestety,
dla mnie ta proporcja wcale nie jest zachowana. Zdecydowanie więcej razy jestem
pod wozem i muszę sobie jakoś z tym radzić. Oczywiście, nie piszę tego po to by
się nad sobą użalać. W żadnym wypadku. Od pewnego czasu wyznaję zasadę, że
użalanie się nad sobą do niczego dobrego nie prowadzi, a problemy stają się wówczas
tylko większe zamiast mniejsze, dlatego właśnie staram się tego nie robić. Jak
pisałam w poprzednim wpisie, czasem trzeba popłakać, wyć, być biedną i
pokrzywdzoną, zwyczajnie dla zdrowia. Ważne jednak, żeby to było tylko czasem,
nie za często, nie za dużo. Zbyt częste robienie z siebie takiej biednej
dziewczynki powoduje, że wchodzimy w taką rolę i staje się ona częścią nas
samych na dłużej. Czy to dobrze? Chyba nie bardzo. Jednak, nie o tym chciałam
dziś. Ten wstęp to tak spontanicznie, wypłynęły ze mnie jakieś tłumione emocje,
które staram się na co dzień skrywać.
Pisałam wcześniej o tym, jak uzyskać alimenty i jaki wózek
będzie najlepszy dla malucha. Dziś, chciałabym zastanowić się z każdą
samodzielną mamą nad wyborem odpowiedniego łóżeczka dla malucha. Gdy zaczynałam
pisać tego bloga, mój Skarbek miał niecałe dwa lata. Dziś, ma już całe cztery i
ani wtedy ani teraz nie śpi już w łóżeczku. Ma całkiem swoje, „dorosłe” łóżko,
w którym dumnie zasypia. Wpada też czasem w nocy do mojego łóżka, jak go
najdzie taka ochota. I o tym też bym chciała z Wami drogie mamy porozmawiać.
Jak tam samodzielne spanie Waszych pociech. Samodzielna mama powinna chyba
wychowywać samodzielnego brzdąca, więc i spanie wchodzi tu w grę. Ale o tym
potem, jak to mówią.
Łóżeczko dla dziecka. Odpowiednie łóżeczko dla dziecka
powinno być przede wszystkim bezpieczne. Co do tego nie ma najmniejszych
wątpliwości. Powinno być też wygodne. Zasadniczo, mamy do wyboru dwa rodzaje
łóżeczek. Jedno, jest to tak zwane turystyczne łóżeczko, które wiele rodzin
wykorzystuje, jako właśnie normalne, główne łóżko do spania i łóżko tradycyjne,
drewniane.
Mój Mały Szkodnik spał w swoich dziecięcych latach w łóżku
drewnianym. Nie kupowałam mu nawet turystycznego. Drewniane było w porządku. Mieliśmy
regulowaną wysokość materaca, trzy poziomy, dwa wyjmowane szczebelki pionowe i
szufladę pod spodem. Całość prezentowała się bardzo ładnie i była niezwykle
praktyczna. Szuflada pod łóżeczkiem okazała się cudownym rozwiązaniem, choć
nawet nie wybierałam celowo łóżeczka z szufladą. Była to była, a podobało mi
się łóżeczko. Leżankę można było ustawiać na trzech poziomach wysokości i to
też okazało się bardzo wygodnym rozwiązaniem. Niemowlak leżał wysoko, można
było łatwo się do niego zbliżyć, schylić, nie trzeba było się zanurzać w głębi łóżeczka.
Potem, gdy zaczął już siadać i próbował wspinać się na nóżki, takie ustawienie
było niebezpieczne i koniecznością było obniżenie łóżeczka. A gdy podrósł,
zostało całkowicie opuszczone i wyjęłam dwa szczebelki. Łóżeczko było wtedy nie
tylko miejscem do spania, ale również bezpiecznym miejscem do zabawy.
Szczebelki pozwalały na swobodne wchodzenie i wychodzenie, także Maluch mógł
sobie spokojnie wędrować. W moim odczuciu, łóżeczko bardzo się sprawdziło. Co
więcej, gdy mój z niego wyrósł sprezentowałam je rodzinie i kolejne Bąble mogły
z niego korzystać.
W kolejnych postach dalsze rozważania :)